sobota, 28 lutego 2015

O bajkach

Dzisiejsze bajki często wcale nie przypominają tych, które przed dwudziestoma laty włączała mi Mama (jeszcze na rozmazanym ekranie telewizora "z dupą"). Tytuły odcinków przypominające raczej horrory lub masakry rodem z włoskich filmów o mafijnych mordercach nie zachęcają, aby włączyć je małym dzieciom. Fenomenem jednak jest, że właśnie te "bajki" osiągają, również w Polsce, rekordy popularności. 



Tytuły bajek mocno zachęcają... do krytyki z mojej strony. Przykładowo Randka umarlaków, Wiem, co zrobiłaś zeszłej strachonocy, Zamrażanie więzi... 

Czy to naprawdę bajka dla trzyletnich dzieci?

Kiedy współprowadziłam półkolonie dla małych dzieci w ferie zimowe, jedna z pięcioletnich dziewczynek ubierana (i umalowana [sic!]) była za te potwory. Ta, która powinna cieszyć się życiem, wyglądała jak śmierć. Moda, czy może głupota?

Dziecko, szczególnie najmłodsze, niekoniecznie odróżnia prawdę od fikcji. Nie warto serwować mu pozycji, po których będzie bało się zasnąć - bo i po co? Trumny, wilkołaki, brzydkie stwory... z pewnością do nich należą.

Jednym z kanałów, które zdecydowanie mogę polecić, jest MiniMini. Bajki krótkie, dostosowane do wieku pociechy, mądre, bez wulgaryzmów. 

Choć jednym z pytań, które - myślę - warto sobie postawić: czy rodzice tak naprawdę wiedzą,czym zajmują się ich dzieci?

mały człowiek, nie debil

O tym, dlaczego z dziećmi powinny pracować osoby uśmiechnięte i rozumiejące problemy najmłodszych, mogłabym pisać sporo. Podobnie jak o tym, dlaczego w państwie, które uczy hierarchii od najmłodszych lat ("słuchaj rodziców", "starszym trzeba być posłusznym", "nie odzywaj się i nie dyskutuj z nauczycielami") nigdy nie wykształci się demokracji ani ludzkiej niezależności. Czy też o tym, że polska edukacja kompletnie nie wykształca w człowieku zdolności krytycznego myślenia i podejmowania decyzji. 

Ale o tym, dlaczego - mimo wszystko - warto pozwolić dziecku być... dzieckiem, chyba często zapominamy. "Bo my, dorośli, wiemy lepiej". I wysyłamy je - koło taneczne, aktorskie, korepetycje z matematyki i angielskiego... Plan zapełniony po brzegi. Po to, by "dziecko miało łatwiej w życiu"?

Wielkie dzięki mojej Mamie, która nie zmuszała mnie do czytania książek - sama zrozumiałam ich wartość. Która nie mówiła "idź do kościoła, bo...". Która nie wysyłała na kolejne koła naukowe - w nadziei, że będę mieć lepiej niż ona w dzieciństwie!

Do dzisiaj pamiętam jej słowa, które powiedziała mi jakieś 15 lat temu: "może nie będziesz mogła robić wszystkiego, ale zrób wszystko, by robić to, co umiesz i lubisz". Dzisiaj, gdy to wspominam, uśmiecham się i mówię, że to Paulo Coehlo w polskim wydaniu, ale "coś w tym jest" :) 

Pozwólmy dziecku być dzieckiem - chciałoby się powiedzieć. Jestem zdecydowanym zwolennikiem antypedagogiki, która zakłada, że dziecko ma prawo dokonywać wyborów, bo ono samo wie, co dla niego najlepsze. 

A jeśli źle skorzysta z danych mu możliwości? Rozmowa, rozmowa, rozmowa. Nie przekonywanie, ale wspieranie. Nie zmuszanie i ciągnięcie na kolejne koła, ale pytanie "czy chcesz?".

Gdyby okazało się, że nie będzie chciało, cóż... Nawet teraz nie wszystkim się chce. "Uczą się", ale nie pamiętają. I są nieszczęśliwi, bo muszą to robić. 

Pozwólmy dziecku być dzieckiem - powtórzę. Przecież, jak powiedział Abelard Giza w jednym ze swoich skeczów, "to mały człowiek, a nie debil". 




piątek, 27 lutego 2015

parówki

Ile jest mięsa w parówkach i czym karmimy nasze dzieci?

Szybko, tanio, pożywnie... zdrowo... (?). Woda, tłuszcze, ulepszacze, konserwanty, mięso oddzielone mechanicznie... Mięsa 60, 70, 80, rzadko +90%. Reszta to chemia, chemia, chemia, która ląduje w brzuchu niemającego o niczym pojęcia dziecka (a często i rodzica, który nie czyta etykietek).

Ich fenomenem z pewnością jest fakt, że jest to jeden z najszybszych posiłków, ale czy jakość ich wykonania nie powinna być najważniejsza?

Wieprzowe, drobiowe, wieprzowo-drobiowe, z indyka... od wyboru do koloru. Zjedzone z chlebem lub bez. Ugotowane lub prosto z paczki.

Dzieci uwielbiają, a czujni rodzice... niech patrzą, czy nie warto przerzucić się na coś bardziej mięsnego. Albo kotlety sojowe, też smaczne :)

zakupy (zza kupy) :)

O tym, jak dziwne rzeczy zamawiają ludzie za granicę, wie każdy, kto pracował (albo kto ma znajomego) w sklepie internetowym. O ile nie dziwi mnie zamawianie dobrej jakości ubrań, których zapewne w Polsce się nie uświadczy, o tyle zakup papieru toaletowego może być dla mnie co najmniej... niezrozumiały :)

Bo czy w Niemczech nie ma dostępu do wspomnianego wcześniej papieru? Albo pasty do zębów? Czy trzeba zamawiać "Grześki" z Polski albo...? 

Na to pytanie odpowiedzą zapewne ci, którzy kupują. I płacą, często niemałe pieniądze, aby przesyłka do nich dotarła.

Jednak jak wielką pomocą są sklepy internetowe, wiedzą zapewne zatroskane, przemęczone matki, dla których przesyłka kurierska może okazać się wielkim zbawieniem, kiedy dziecko płacze, jedzenie na kuchence się przypala, a teściowa wrzeszczy, bo nic nie idzie po jej myśli :) 

Wtedy najłatwiej włączyć komputer (to zajmuje często tylko chwilę) i w ciągu kilku minut zamówić coś "na zapas" (wtedy wychodzi taniej). Nie trzeba wychodzić zimową porą z domu czy być narażonym na długie kolejki w kasie supermarketu (lub patrzeć na puste półki w wiejskim sklepie) :) 

Czy warto wierzyć Marylin Monroe, która sądziła, że to nie pieniądze dają szczęście, ale zakupy...? A może nie działa tak w przypadku sklepów internetowych?



krowa contra puszka :)

Świat internetowy obiegł kiedyś filmik, wrzucony do sieci przez śpiewającą matkę. Nie wiem, czy to dziecko się wzruszyło, czy zwyczajnie wystraszyło, a łzy stanęły mu w oczach na podwyższoną skalę decybeli. Jednak to, co tutaj widzimy, zdecydowanie możemy nazwać szczerym. Po prostu.


Skoro najedzone dziecko, to szczęśliwe dziecko :), to pytanie, kiedy zacząć podawać maluchowi normalne mleko, np. od krowy? Czytając opinie pediatrów, można wysnuć różne wnioski. Jedni zachęcają, by dziecko czuło smak mleka już po ukończeniu pierwszego roku życia. Inni, aby zaczekać do trzeciego - dziecko już wtedy lepiej przyswaja bardziej bogate w białko (za to uboższe w wapń i witaminy) mleko niemodyfikowane. 

Zapewne nie jest to taka prosta decyzja - szczególnie wtedy, gdy pociesza płacze i domaga się zrozumienia :) 

Pewnym jest, że mleko, takie najzwyklejsze (od gospodarza czy w kartonie z "Biedronki" :) ) jest - szczególnie na początku - zbyt ciężkostrawne dla żołądka dziecka, ale czy nie powinniśmy go stopniowo przyzwyczajać, by przyzwyczaiło się do jego smaku? 

Decyzja i tak należy do matek, ale... jak to jest?



pół-żartem pół-serio :)

- Przemuś - zapytałam kiedyś swojego małego siostrzeńca. - Co to jest szczęście?
- Cjocja... - odpowiedział ze znamiennym dla siebie akcentem - scęściem jest, gdy nie muszę cjebie rano oglądać :) 

Sześciolatek, a taki cwaniaczek - pomyślałam. Kochany dzieciak. 

Czym jest szczęście dla dziecka? Jedynie najedzonym brzuchem, kupionym w McDonaldzie hamburgerem, czymś więcej...? Priorytetem?

Jako człowiek dorosły, nie jestem w stanie odpowiedzieć. I wcale nie dlatego, że jestem "za stara", ale dlatego, że - gdy byłam młodsza - wcale się tym nie interesowałam, po prostu kipiałam radością :) Dostałam zabawkę - prostą szmacianą lalkę i... cieszyłam się (dopóki mi się nie znudziła :)). Grałam z braćmi godzinami w pegazusa, na przekór mamie biegałam po pobliskich pozostałościach po pałacu i... byłam szczęśliwa. 

Jeśli naprawdę szczęściem dla dziecka jest, że siostrzeniec nie musi oglądać mnie rano rozczochraną :), to czy dla dorosłego - trochę większego dziecka - największym szczęściem nie powinien być... szczery uśmiech dziecka? 

czyż nie? :) 

O Bobovicie i tańczeniu :)



Przez żołądek do serca? A jak to ma się z sercem dziecka, które i tak kocha do nieprzytomności zupełnie (bez)interesowną miłością? :)

Czytając opinie kobiet na stronie www.bangla.pl, doszłam do wniosku, że jednym z ulubionych produktów dla małych dzieci są zupki firmy "Bobovita". Brak konserwantów, produkty najczęściej bezglutenowe (więc mogą je przyswoić również alergicy lub chorzy na celiakię).





Jedna z matek napisała: "Najczęściej kupuję właśnie te słoiczki. Dobry smak, dobra jakoś i dobra cena. Córka zajada aż się uszy trzęsą. Różnorodność smaków, od rybki poprzez wołowinę po kurczaka, indyka aż do królika. Super! Są zarówno małe jak i duże słoczki dostosowane do wieku niemowlęcia."


Natomiast inna kobieta - zatroskana ciocia - dodała od siebie: "Brzuszek mojego siostrzeńca toleruje je bez problemu :) Są zdrowe, smaczne i szybko się nimi naje na długi czas. Cena przystępna, a jeśli kupi się je w promocji to można poczuć się jak w niebie;) Polecam z czystym sumieniem!"


Patrząc na twarz, ale przede wszystkim najedzony brzuszek mojego 14-miesięcznego siostrzeńca, również mogłabym powiedzieć: tak wygląda szczęśliwe dziecko! :)

Zdecydowanie polecam.


A jeśli dziecko już się naje, może pozwolić mu... tańczyć? :)

Początki...

Każdy z nas pewnie mógłby wiele powiedzieć o dzieciństwie. Dzieci widzimy na ulicy, spotykamy się z nimi w żłobkach, przedszkolach, szkołach... i zastanawiamy się, czego potrzeba im do szczęścia?

Na tym blogu postaram się pisać o wszystkim z perspektywy dorastającego pedagoga. O misji, którą niewątpliwie jest przebywanie z małym człowiekiem, o tym, co może trudne, a co wspaniałe, o wszystkim i... o niczym? :)

O dziecku, które - jak powiedział Phil Bosmans - "jest cudem jedynym, cudownym i niezastąpionym". 

Zarówno od strony praktycznej, jak i psychologicznej. O tym, czym karmić i jak przewijać, ale i o tym, jak przytulić, by czuło się bezpieczne. :)