środa, 4 marca 2015

szkoła szkoli?

"Zeszyt świadczy o uczniu", słyszałam nie raz (i nie dwa), kiedy oddawałam go nauczycielce do sprawdzenia. Nie robiłam błędów ortograficznych - pewnie przez wpływ czytanych od czwartego roku życia książek. Nawet nie gryzmoliłam jak kura pazurem i nie mazałam po nim, ile wlezie. Po prostu - nigdy nie podkreślałam tematów, ba, nigdy nie nauczyłam się robić porządnych notatek. Pisałam po prostu to, co - moim zdaniem - było dla mnie istotne. I to, czego chciałam się nauczyć. 

Pamiętam, gdy zapytana, kto jest prezydentem Polski, odpowiedziałam: Aleksander Kwaśniewski. Był rok, zdaje się, 2001, może 2002. Dostałam, mówiąc potocznie, opieprz. "Nie mówi się Aleksander, ale pan Aleksander Kwaśniewski". Potem kilka minut monologu, ochrzaniania... Do dziś, gdy słyszę to nazwisko, mam uraz i przed oczyma panią nauczycielkę, która stanęła nade mną i... i zastanawiam się, kto był bardziej niekulturalny. Ja, mała dziewczynka, która nie powiedziała "pan" (bo kto w TV tak mówił?), czy nauczycielka, która przerzucała swój zły humor na nieświadome, głupiutkie dziecko?

"Nie dyskutuj" - to hasło przewodnie, którym mogłabym określić dzisiejszą edukację. Nie dyskutuj, bo - mimo że wmawia ci się inaczej - nie masz prawa myśleć inaczej niż reszta. "Dlaczego Antygona jest postacią tragiczną"? "Dlaczego Adam Mickiewicz to 'wieszcz narodowy"? Dlaczego zaczyna się naukę historii od starożytności, a nie tego, co dzieje się teraz, na naszych oczach?

Wystarczyło jedno pytanie pani profesor na dzisiejszym wykładzie, by tylko udowodnić mi, że polska oświata chce ogłupić społeczeństwo. "Która z pań wie, kto to Lenin?" Podniosło rękę zaledwie kilka osób. "A która z pań wie, w którym wieku żył Bolesław Chrobry?". Zgłosiło się jakieś 75-80% grupy. O czym to świadczy? O tym, że dzisiejsza młodzież jest głupia i nic ją nie obchodzi, czy o tym, że szkoła... uwstecznia, że nauczyciele uczą głupot (bo tak każe MEN), że...?

Wiem sporo o mejozie i mitozie, dziejach powstania świata i ludzkości (prekambr, jura i inne sprawy), dużo o religii katolickiej (mniej o judaizmie - a czy o innych religiach nie powinniśmy również wiedzieć, choćby podstaw?), zawsze zaczynałam na starożytności i kończyłam historię na XVIII w... i czuję się jeszcze głupsza niż kiedykolwiek.

Gdyby nie moje osobiste poszukiwania, pewnie nie wiedziałabym nic o otaczającym świecie. 

"Pani profesor, chciałabym wziąć udział w olimpiadzie polonistycznej" - powiedziałam kiedyś do nauczycielki w liceum. "Ty? Ty, z tą tróją, chcesz wziąć udział w olimpiadzie? Nie ma mowy, byłby wstyd dla szkoły..." 

Zabolało. Tym bardziej,  że nie widziała, ile książek - zamiast, dla mnie, nic niewnoszących lektur, przeczytałam. Nie wiedziała, jak piszę - bo sprawdzała wszystko tylko i wyłącznie z kluczem odpowiedzi. W sumie nic o mnie nie wiedziała.

Przykre, tak bardzo to przykre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz